AKTUALNOŚCI
GALERIE
MIEJSCA I LUDZIE

BUDREWICZ: Upokorzono mnie przed całą Polską!

DATA: 18 kwietnia 2014 | AUTOR: Redakcja wkaliszu.pl
    - Stałem się zarzynanym rytualnie kozłem ofiarnym. Moje zwolnienie na cztery kolejki przed końcem sezonu było demonstracją siły przed kibicami i sponsorami. Upokorzono mnie przed całą Polską - nie kryje rozgoryczenia z powodu rozwiązania kontraktu były trener szczypiornistów MKS Kalisz Bruno Budrewicz. W ekskluzywnej rozmowie z nami szkoleniowiec przedstawia swój punkt widzenia na ostatnie wydarzenia w klubie.   
    Zamierza pan iść na wojnę z zarządem klubu?
    Nie zależy mi na tym, ale myślę, że działaczy obowiązuje jakaś lojalność wobec trenera, a tego moim zdaniem zabrakło. Nie chcę odsłaniać kulisów funkcjonowania tego klubu i mojego zwolnienia, ale z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że zarządzają nim ludzie niepoważni i w taki sposób często postępują. Przez trzy lata wykonałem tu niezłą pracę sportową, ale również dotyczącą bieżącego funkcjonowania sekcji piłki ręcznej i jej wizerunku. Paradoksalnie jako osoba, która przyjechała do Kalisza z zewnątrz, w końcu w sposób właściwy zagospodarowałem legendę szczypiorniaka. A teraz potraktowano mnie na zasadzie: „zrobił swoje za półdarmo, nie jest już potrzebny”.

    Wie pan, za co został zwolniony?
    Jednym z argumentów był fakt, że przegraliśmy dwa spotkania z zespołami broniącymi się przed spadkiem. Moim zdaniem, ani my nie byliśmy tak silni, ani te drużyny nie są najgorsze w lidze, co zresztą potwierdzają, punktując regularnie w drugiej rundzie. W środę po słabym meczu ze Świdnicą doszło do indywidualnych rozmów z zawodnikami i po tych rozmowach rzekomo zapadła decyzja o moim zwolnieniu. Zakomunikowano mi ją w czwartek, ale już wcześniej propozycję objęcia zespołu otrzymali trener Ryszard Litwin, a potem Mateusz Różański. W trakcie spotkania z Zarządem nie miałem nic do powiedzenia na temat pojedynku z ŚKPR. Usłyszałem jedynie, że nasza współpraca dobiegła końca, a działacze od wtorku nie spali, żeby mi to powiedzieć. Uśmiechnąłem się sam do siebie, bo przecież podobno decyzja zapadła w środę... 

    Czyli zawodnicy poszli się pożalić na pana.
    Nie do końca. W trakcie środowych zajęć jeden z członków Zarządu przyszedł i poprosił, by po treningu wszyscy zawodnicy stawili się na „rozmowy kontraktowe” . Mnie nie zaproszono. Dwa tygodnie wcześniej, jeszcze przed meczem ze Świdnicą, inny z członków tego gremium przyszedł z wiadomością, że rozmowy kontraktowe z zespołem odbędą się dopiero po ostatnim meczu sezonu. W ten sposób ci ludzie działają - chaotycznie i często niezrozumiale. Nie wiem, jak wyglądały te późniejsze rozmowy z zawodnikami, ale z prywatnych rozmów z niektórymi z nich dowiedziałem się, że zupełnie inaczej, niż mi powiedziano w dniu mojego zwolnienia. Prezes Sławomir Skoczek zasugerował, że wszyscy zawodnicy obarczają mnie personalnie za obie porażki oraz styl gry w meczu przeciwko ŚKPR i zażądali natychmiastowej zmiany na stanowisku szkoleniowca. Ja słyszałem, że nie do końca tak było.

    Można więc powiedzieć, że został pan zwolniony przez własnych podopiecznych?
    Zostałem zwolniony przez Zarząd klubu. Nie jest tajemnicą, że między mną a prezesem Skoczkiem nie było chemii już od dłuższego czasu. Coraz częściej zarzucał mi coraz bardziej absurdalne rzeczy i intencje. Tak jak powiedziałem wcześniej, nie zależy mi na ujawnianiu szczegółów. Moją misją od początku było zajmowanie się sportem wyczynowym i budowanie silnego klubu w Kaliszu. Uważam, że wszystko szło w dobrym kierunku. Bez wsparcia Zarządu, nie da się jednak osiągnąć ani dobrych wyników sportowych, ani skutecznego marketingu. Na temat zawodników nie chciałbym się publicznie wypowiadać, bo trwają rozgrywki, a oni powinni być skupieni przede wszystkim na treningach i meczach. Znam zdanie wielu z nich - również co do oceny pracy kaliskich działaczy. Być może ci, którzy czuli, że nie dostaną ode mnie nowego kontraktu, doszli do wniosku, że muszą coś zrobić. Nie bez znaczenia był również pewien incydent w Ostrowie Wielkopolskim.

    Co się wtedy stało?
    Podczas meczu z Ostrovią prezes WZPR Marek Werle, przekonywał na trybunach swojego kolegę z czasów wspólnych studiów w Poznaniu, pana Sławka Skoczka, że w Kaliszu trzeba zatrudnić szkoleniowca z Wielkopolski. O takiej rozmowie dowiedziałem się niedawno od naocznego świadka. Dodam, że pan Werle, były prezes ZPRP, został w sposób jednoznaczny negatywnie potraktowany przez polskie środowisko trenerów piłki ręcznej  za swoją wypowiedź o tym, że Bogdan Wenta nie był zaangażowany w rozwój polskiej piłki ręcznej. W takim razie, ja również nie byłem zaangażowany w rozwój piłki ręcznej w Kaliszu.

    Patrząc na swoją prawie trzyletnią pracę w Kaliszu nie ma pan sobie nic do zarzucenia? Nie było żadnej sytuacji na linii trener-zawodnicy, o której mógłby pan powiedzieć "tutaj przesadziłem"?
    Nikogo nie uderzyłem, nikogo nie oplułem. Czasami może powiedziałem za dużo mocnych słów i zbyt emocjonalnie, niekiedy w niewłaściwych momentach. To jest praca z dorosłymi ludźmi i na ludzkich emocjach. W zespołach sportowych jest podobnie jak w małżeństwie - pokłócisz się na początku tygodnia, ale już w czwartek i piątek dążysz do zgody, żeby spędzić razem udany weekend. Kiedy są dobre wyniki, jest lepsza atmosfera, kiedy gorsze - wszyscy szukają winy poza sobą. Czasami stosuje się metody bardzo kontrowersyjne. Widząc psychiczne rozbicie grupy po porażkach, w obawie o spójność i motywację zespołu, lepiej żebyś to ty był winny, niż żeby zawodnicy winnych szukali pomiędzy sobą. Również po ostatniej porażce mieliśmy do siebie wzajemne uwagi. Chwile kryzysu zdarzają się często - zwłaszcza u ludzi ambitnych, gdy przychodzi frustracja. Pewne sprawy powinny jednak na zawsze pozostać w szatni. To jest normalne, doświadcza tego każdy trener i każda grupa. Na pewno popełniałem błędy, ale nikogo nigdy nie skrzywdziłem w sposób nieodwracalny.

    To o tyle interesujące, że tę grupę zawodników sam pan sobie wybrał.
    Niestety, nie mogę się z tym zgodzić. W tym sezonie wyglądało to trochę inaczej. Za czasów prezesa Hilarego Paszkowskiego miałem więcej zaufania i budowałem drużynę samodzielnie, biorąc pod uwagę pewne priorytety i podpowiedzi Zarządu. Prezes Paszkowski konstruował ten zespół wokół trenera i swojego trenera wspierał na każdym kroku. Proszę zwrócić uwagę, że podobny model funkcjonowania przynosi także efekty w sekcji koszykówki, gdzie drużyna także prowadzona jest zdecydowaną ręką trenera Piotra Czaski. W sekcji piłki ręcznej w tym sezonie nie było zgodności co do wszystkich wyborów i kierunków postępowania.

    Przecież przed startem obecnych rozgrywek zwiększyły się pańskie kompetencje.
    Ale w zakresie menedżerskim, co nie miało bezpośredniego przełożenia na funkcjonowanie drużyny. Od wakacji odpowiadałem dodatkowo za marketing i pozyskiwanie partnerów do współpracy z klubem. W kwestii budowania i prowadzenia zespołu Zarząd chciał być ode mnie mądrzejszy. 

    To może zamiast ciągnąć dziesięć srok za ogon, trzeba było skupić się na drużynie i wywalczyć sobie kompetencje, które pozwoliłyby na swobodny dobór zawodników i wzięcie pełnej odpowiedzialności za wynik sportowy?
    Zacznijmy od tego, że trudno osiągać coraz wyższe cele, gdy dostaje się coraz mniej i coraz młodszych zawodników, a budżet klubu jest mniejszy w stosunku do poprzedniego sezonu. Jeśli chodzi o zbyt szeroki zakres kompetencji, na pewno jest w tym trochę racji. Tylko trzeba sobie powiedzieć, że nie za bardzo miał się kto tym społecznie zająć. Według mnie wcześniejszy poziom obsługi sponsorów i kibiców oraz obudowa wizerunkowa klubu nie była atrakcyjna i nie rokowała, że będzie się on rozwijał. Dlatego wziąłem na siebie te sprawy. Miałem swoje pomysły, ale wielu nie udało się zrealizować chociażby z tego względu, że pojawiły się niespodziewane problemy z halą (renowacja parkietu Kalisz Areny trwała znacznie dłużej niż planowano i pierwsze spotkania trzeba było rozgrywać w innych obiektach - przyp. red.) Proszę mi wierzyć, że ciężko przekonać kogoś do podpisania umowy, gdy do końca nie wiadomo, gdzie będą odbywały się mecze i jaki sposób ekspozycji marki można zaoferować ewentualnemu partnerowi. Mimo to udało się przekonać do współpracy kilka fajnych osób i stworzyć z nimi nowy image klubu, nową stronę internetową, czy atrakcyjny system band reklamowych na hali.

    A wyniki i tak były poniżej oczekiwań. 
    Tutaj bym polemizował. W 22 meczach zdobyłem z drużyną 27 punktów, co daje 1,23 pkt na mecz. W poprzednim sezonie w 26 spotkaniach wywalczyliśmy 28 oczek, czyli 1,08 pkt na mecz. Jeśli więc chodzi o trenerską skuteczność, w tym roku była ona wyższa. A trzeba pamiętać, że rywalizowaliśmy jeszcze w Pucharze Polski, gdzie odnieśliśmy dwa historyczne zwycięstwa, a w trzecim meczu zanotowaliśmy porażkę dopiero po dodatkowych rzutach karnych. Może nie udałoby się poprawić piątego miejsca w tabeli sprzed roku, ale była spora szansa na większą zdobycz punktową. To pokazuje, że obecny sezon jest trudniejszy niż poprzedni. Zresztą dla beniaminków ligi zazwyczaj drugi rok na danym poziomie rozgrywek jest nieco cięższy.

    Niedawno wydał pan oświadczenie. Nie trudno wywnioskować z niego, że jest pan bardzo rozgoryczony. Chodzi o sam fakt wypowiedzenia umowy, czy moment, w którym to nastąpiło?
    Jedno i drugie. W mojej opinii w postępowaniu Zarządu zabrakło lojalności i pomysłu na honorowe rozwiązanie sprawy. Zwolnienie na cztery kolejki przed końcem sezonu niewiele zmienia w aktualnej pozycji zespołu i jest dla mnie wyłącznie zagraniem pod publiczkę. Odnoszę wrażenie, że stałem się kozłem ofiarnym zarżniętym rytualnie przed oczami sponsorów - tych obecnych i tych potencjalnych. Nic dziwnego, skoro zarząd próbował wcześniej zapewniać otoczenie, że zespół będzie walczyć o jakieś irracjonalne w stosunku do swojego potencjału cele. Dużym sukcesem dla tej drużyny na tym etapie rozwoju klubu, byłoby zajęcie 3-4 miejsca. Miejsce 5-6 będzie dobrym wynikiem. Nie zapominajmy o ilości przewlekłych kontuzji kluczowych zawodników i nieustannych problemach z treningami na różnych halach, co zaburzało nam rytm procesu szkoleniowego i startów.

    Z pańskich wypowiedzi wynika, że klub nie ma prawa zwolnić trenera przed końcem kontraktu.
    Ma prawo, jeśli zatrudnia go za rynkową stawkę, umawia się na zrealizowanie konkretnych zadań lub celów sportowych, a trener nie wykonuje swoich zadań należycie. Jeżeli chodzi o mnie, to trzy lata temu sam się zgłosiłem do współpracy. W pierwszym roku utrzymywałem się w Kaliszu za własne środki, a symboliczne wynagrodzenie otrzymywane z klubu i tak przeznaczałem na funkcjonowanie zespołu. W drugim było podobnie, z tym że klub opłacał mi już mieszkanie. W tym roku już nie miałem ochoty, żeby dokładać do interesu. Dostałem kontrakt, który opiewał na sumę 2-3 razy mniejszą, niż zarobki niektórych szkoleniowców w tej lidze. Dodatkowo społecznie podjąłem się zadań wykraczających poza obowiązki czysto sportowe. Wszystko w jednym celu - budowania pozytywnego wizerunku klubu i warunków dla rozwoju silnego zespołu piłki ręcznej, w kolebce tej dyscypliny na polskich ziemiach. Moja umowa była zawarta na czas określony i nie przewidywała jej wcześniejszego rozwiązania. W kontrakcie miałem wpisany cel do osiągnięcia, który w dniu zwolnienia realizowałem. Swoją pracę wykonywałem należycie, przez prawie trzy lata nie dostałem żadnej kary regulaminowej. Ponadto ciężko mi zarzucić, że działałem na szkodę tego klubu. Wręcz przeciwnie - swoim zaangażowaniem finansowym, pracą i pomysłami działałem na rzecz rozwoju MKS. Po dwóch bardzo dobrych sezonach, trzeci okazał się nieco mniej przebojowy. Miałem jednak nadzieję, że dostanę swoją szansę i w przyszłym sezonie, jeżeli budżet pozwoli, razem wywalczymy awans do Superligi.

    Co będzie pan teraz robił?
    Niestety, równolegle z ostatnimi wydarzeniami w klubie napotkały mnie pewne problemy rodzinne, związane ze zdrowiem syna. Czuję, że w pierwszej kolejności muszę poświęcić się tej sprawie i nadrobić zaległości w domu. Synek ma sześć lat, a ja przez trzy lata mieszkałem w Kaliszu. Przede mną także projekt deweloperski. Jestem na etapie rozmów z potencjalnymi współinwestorami i partnerami. Oczekuję również spotkania z przedstawicielami właściciela klubu i działaczami sekcji piłki ręcznej. Liczę na bardziej honorowe rozwiązania.

    Rozmawiał: Marcin Ostajewski

    Komentarze

    Najczęściej odwiedzane