AKTUALNOŚCI
GALERIE
MIEJSCA I LUDZIE

Piotr Lewandowski: To żeglarski symbol Kalisza

DATA: 16 stycznia 2014 | AUTOR: Redakcja wkaliszu.pl

    - Zakupu dokonaliśmy pod wpływem chwili - przecież nie można pozwolić zginąć żeglarskiemu symbolowi Kalisza! Zwłaszcza, że nie brakuje tu ludzi związanych ze sportami wodnymi, którzy swoimi osiągnięciami mogą pochwalić się nie tylko w Polsce. Łódkę chcemy oczywiście doprowadzić do stanu używalności. Trudno powiedzieć ile to potrwa. Myślę, że jeżeli nawet trafię dobrą kumulację w lotka, to czeka nas minimum trzy lata pracy. - O żeglarskim symbolu Kalisza, jego losach i planach renowacji jachtu "Kalisia" opowiada kapitan Piotr Lewandowski*.

    Jak znaleźliście "Kalisię"?

    Przez przypadek, na portalu aukcyjnym. Zresztą nie od razu zorientowaliśmy się, że to "Kalisia". Jacht, mówiąc delikatnie, był w kiepskim stanie.

    Skąd wziął się pomysł na budowę jachtu w latach 70 - tych ubiegłego stulecia?

    W 1977 roku przedstawiciele Kaliskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego spotkali się z ówczesnym wojewodą kaliskim. Powiedzieli mu o planach powołania społecznego komitetu budowy jachtu. Wojewoda odpowiedział, że jednostkę sfinansuje, byle jacht dobrze służył województwu. W grudniu 1977 roku w stoczni szczecińskiej zostało złożone zamówienie, a 12 maja 1979 roku jacht został ochrzczony.

    Komu służył?

    Przede wszystkim żeglarzom z regionu. Z dnia na dzień okazało się, że dzięki jednostce, doświadczenie można było zdobywać na morzu, a nie tylko pływając dookoła jeziora.

    Jakim jachtem była "Kalisia"?

    To była łódka o dosyć siermiężnym standardzie i wyposażeniu. Wtedy nie liczył się komfort, tylko możliwość pływania. Łódka miała niespełna dziesięć i pół metra długości. Mogło na niej płynąć do ośmiu osób, choć przy takim obłożeniu spanie na górnych kojach oznaczało sufit w odległości kilku centymetrów od głowy. Inna sprawa, że była to konstrukcja regatowa. Dlatego kilka rozwiązań zastosowanych na "Kalisii" w jakiś sposób wyprzedzało epokę. To lekka, szybka konstrukcja, która i dziś potrafiłaby narozrabiać w regatach.  

    W jakich latach "Kalisia" służyła żeglarzom?

    Jednostka pływała od 1979 roku, praktycznie do końca lat 80 - tych, z przerwą na stan wojenny. To były głównie rejsy po Bałtyku, choć łódka zawijała także do portów szwedzkich czy duńskich. Zagraniczne wyprawy, z racji panującego wówczas systemu nie były częste. W planach był rejs do Anglii i z powrotem. Z jakiś przyczyn załodze udało się dopłynąć do Hamburga. Zresztą w najbliższym czasie mam zamiar odwiedzić starszych kolegów, którzy na jednostce pływali. Na pewno mają coś ciekawego do opowiedzenia!

    Jak potoczyły się dalsze losy jachtu?

    W roku 1992, ze względu na kłopoty finansowe okręgu łódka została przekazana do kaliskiego oddziału Yacht Klubu Polska. "Kalisię" odkupił później od YKP prywatny armator, który jacht doprowadził do stanu używalności. Przy samym wodowaniu zdarzył się jednak nieszczęśliwy wypadek - przewrócił się dźwig i zniszczeniu uległ kadłub łódki. Jachtu nie udało się wyremontować także kolejnemu właścicielowi. Łódka niszczała w Szczecinie, część osprzętu została rozkradziona. Właściciel, żeby pozbyć się problemu wystawił jednostkę na sprzedaż. W ten sposób "Kalisia" trafiła do nas.

    Jakie macie plany związane z "Kalisią"? Łódka będzie jeszcze kiedyś pływać?

    Zakupu dokonaliśmy pod wpływem chwili - przecież nie można pozwolić zginąć żeglarskiemu symbolowi Kalisza! Zwłaszcza, że nie brakuje tu ludzi związanych ze sportami wodnymi, którzy swoimi osiągnięciami mogą pochwalić się nie tylko w Polsce. Łódkę chcemy oczywiście doprowadzić do stanu używalności. Trudno powiedzieć ile to potrwa. Myślę, że jeżeli nawet trafię dobrą kumulację w lotka, to czeka nas minimum trzy lata pracy. Na szczęście są zaprzyjaźnieni szkutnicy, którzy zadeklarowali nam swoją pomoc. 

    Jak szacujecie koszt naprawy?

    W tego typu inwestycję da się włożyć każde pieniądze. Żeby realnie myśleć o pływaniu na "Kalisii" trzeba w nią zainwestować jakieś 250 tysięcy złotych. Bez pomocy finansowej z zewnątrz te prace mogą potrwać nawet dziesięć lat. To nas jednak absolutnie nie zraża - decyzja o zakupie i remoncie podyktowana była pasją, dlatego nie najważniejsze jest to, by jacht został jak najprędzej zwodowany.   

    Rozmawiał Tomek Staszczyk


    *Piotr Lewandowski - kapitan jachtowy, kapitan motorowodny, instruktor żeglarstwa w trzech organizacjach: Polskim Związku Żeglarskim, Royal Yachting Association i International Sailing School Association. Od 2003 roku, prowadzi szkołę żeglarstwa "Morka". Autor podręczników dla żeglarzy i motorowodniaków.

    Komentarze

    Najczęściej odwiedzane

    The browser you use is not supported by this application, probably because it lacks some critical features.
    For a better experience, please consider using this application with a supported browser.