TRADYCJE. Świąteczne Turki z Iwanowic
Jest ich dziewięciu. Są uzbrojeni w drewniane miecze, halabardy lub włócznie. Noszą zbroje z łuskami z prasowanej tektury oraz hełmy z pióropuszem. Nie są błędnymi rycerzami, ani przebierańcami, lecz „Turkami” z Iwanowic - strażnikami grobu Chrystusa.
Marek z zawodu jest piekarzem, ale obecnie pracuje jako magazynier w jednej z kaliskich firm z branży spożywczej. Od 2010 roku jest dowódcą dziewięcioosobowego oddziału straży grobowej z Iwanowic, czyli tak zwanych Turków. Jest przed pięćdziesiątką. Ma żonę i czwórkę dzieci. Drużyna to jego oczko w głowie i zrobi wszystko, aby było o nich głośno w Polsce. Od paru lat bierze ona udział w ogólnopolskich paradach takich straży na Podkarpaciu. Wszystko zaczęło się w 2013 roku w Nowej Dębie. Już wiedzą, że za rok jadą na kolejny przegląd, bo tak się w to wkręcili.
- Jak nas widzą na Podkarpaciu, to witają słowami ''O, Pyrki z Poznania przyjechały''. Ale my nie z Poznania, tylko z Iwanowic. Ja na kolanach klęknę, a nasze Turki będą błyszczeć - zapewnia z pasją w głosie Marek.
Dowódca przyznaje, że wielkanocnego grobu w Iwanowicach w gm. Szczytniki strzeże z małymi przerwami od 1982 roku. - Pierwszy raz stałem na poświęceniu pomnika ojca Augustyna Kordeckiego, który urodził się w Iwanowicach w 1603 roku - wspomina z dumą. - Przez tyle lat stać w tym stroju to był dla mnie zaszczyt i ogromna chluba. Za kawalera to było fajnie, bo panienki się oglądały i w ogóle był to prestiż, bo jak wiadomo za mundurem panny szły sznurem - dodaje Marek. - Ale to zawsze był stres. Jako młody chłopak nie wiedziałem, czy uda mi się wystać te sześć godzin. Oprócz tego musiałem starszym żołnierzom łuski na zbroi malować. Tak było jak w wojsku, że młodzi mieli przechlapane na początku''- kończy.
W obecnej ekipie najdłuższy staż ma Maciek, z zawodu budowlaniec. Jego specjalność to wykończeniówka. Maciek ma żonę, dwójkę dzieci i tyle samo wnuków. Przy wielkanocnym grobie Chrystusa stróżuje od 1987 roku. - Fajne jest to, że nawzajem się pilnujemy, dbamy o to, żeby się nie upić - zero alkoholu na służbie, no a po rezurekcji, po staniu całą sobotę to jesteśmy tak zmęczeni, że śpimy do południa i mamy po świętach. Zostaje tylko wielkanocny poniedziałek - mówi Maciek. - Najgorzej jest, jak ludzie zaczną robić miny, ale trzeba być odpornym na takie rzeczy, bo można mrugać tylko oczami. Najważniejsze, żeby wytrzymać do końca swojej zmiany i stać jak posąg - dodaje. - Nas, Turków, w Iwanowicach jest dziewięciu: jeden dowódca i ośmiu żołnierzy, którzy tworzą cztery zmiany. Jesteśmy ubrani w tekturowe zbroje z łusek, hełm, bluzy i spodnie. Wszyscy uzbrojeni jesteśmy w drewniane miecze. Czterech żołnierzy ma włócznie, a czterech halabardy. Każda z czterech zmian różni się od siebie kolorem ubrania oraz kolorem pióropusza na hełmach. Pierwsza i trzecia zmiana mają łuski koloru złotego, tak jak dowódca, natomiast druga i czwarta zmiana kolor łusek ma srebrny. Ponadto obszycia rękawów są w różnych kolorach w zależności od zmiany - tłumaczy Maciek. - W Wielki Piątek warta trwa dwie zmiany, po czym zamyka się kościół. W Wielką Sobotę rozpoczynajmy służbę od godziny dziewiątej rano i pełnimy ją przez cały dzień i noc aż do godziny szóstej rano w niedzielę, czyli do mszy rezurekcyjnej. Zmiany następują co godzinę. Co ciekawe, w niedzielę wielkanocną, w czasie symbolicznego zmartwychwstania przewracamy się na pamiątkę omdlenia straży rzymskiej. Za punkt honoru uważamy, aby upaść tak, by kapłan z monstrancją nie mógł przejść obok nas. Często zdarza się, że służba kościelna musi odciągać leżących żołnierzy, aby umożliwić przejście.
Przed sześcioma laty, kiedy Marek obejmował dowództwo, nie było tak kolorowo. Stroje sprzed renowacji pamiętają czasy II wojny światowej. Podczas wojennej zawieruchy tureckie stroje sześć lat spędziły na strychu kościoła, a po wojnie jedynie łuski i hełmy były czasami malowane.
- Dużo wysiłku nas to kosztowało, żeby to wszystko doprowadzić do kultury - zapewnia Marek. - Łuski wycinaliśmy z kumplami po garażach. Matrycę mieliśmy wyrobioną. Kilku je wycinało, dwóch obrabiało, a dwóch dziurkowało. Nieźle się narobiliśmy bo na jeden strój wchodzi trzysta łusek. W sumie trzeba było ich wyciąć prawie trzy tysiące. Później znaleźliśmy jednego człowieka w Pleszewie, który nam to poprzyszywał. Za jeden komplet kasował sześćset za samo przyszycie łusek - opowiada Marek. Po chwili wstaje i pokazuje mi swój strój. - Widzisz, teraz jest inaczej. Wszystko jest już prawie odnowione: lśniący hełm, nowe łuski, spodnie i tuniki - zachwyca się. - A przed renowacją strojów to się z nas nawet proboszcz śmiał, że w rajtuzach chodzimy - dodaje z uśmiechem. - A pamiętasz jak musieliśmy do Mielca po hełmy jechać czterysta kilometrów w jedną stronę? - wtóruje mu Krzysiek, inżynier. Pracuje w polskim oddziale amerykańskiej korporacji. Po godzinach dorabia jako instruktor nauki jazdy. Ma trzydzieści siedem lat na karku i dwadzieścia lat stażu w Turkach. W drużynie jest „menagerem”. Zajmuje się zgłaszaniem oddziału na różne przeglądy i parady.
- W tym roku zorganizowaliśmy pierwszą na terenie Wielkopolski paradę Turków. Naszym celem jest utworzyć w Iwanowicach centralę Turków w naszym województwie - mówi Krzysiek. Tradycja iwanowickich Turków istnieje około 200 lat. - Nie mamy dokumentów ani konkretnej daty. Wiemy to od ludzi, którzy mają po 96 lat - mówi Krzysiek. - Turkiem mógł zostać każdy. Zainteresowanie było zawsze bardzo duże, ale miejsca mało. Zawsze musiał być ten krąg dziewięciu osób. Wielu chłopaków w moim wieku w 1996 roku chciało zostać strażnikiem grobu Chrystusa, mnie się akurat udało. Wtedy Marka wuja, Józef był dowódcą. Było się ciężko dostać. Nie było tak, że idziesz, zapisujesz się i jesteś Turkiem. Trzeba było swoje wyczekać w kolejce. To był i jest taki elitarny krąg. Można się pokazać i zaprezentować z dobrej strony, chociaż wymaga to poświęceń i w czasie świąt jestem w domu tylko gościem - kończy Krzysiek. - Wielkanoc to jest dla nich prawdziwe poświęcenie, a czasami to ich naprawdę podziwiam - dodaje Iwona, żona Krzyśka, mama dwójki dzieci. - Z drugiej strony całe święta go nie ma w domu i wszystko muszę robić sama. Dobrze, że mieszkamy z teściową.
Turków w Iwanowicach można w ciągu roku zobaczyć w okresie wielkanocnym, podczas procesji w dzień Bożego Ciała oraz przy okazji Drogi Krzyżowej, która odbywa się ulicami Iwanowic. Strażników można podziwiać również podczas innych ważnych uroczystości, takich jak wizyta biskupa kaliskiego. Ostatnią taką okazją była pierwsza w województwie Wielkopolskim Parada Straży Wielkanocnych, która miała miejsce 6 sierpnia w dzień odpustu Przemienienia Pańskiego w Iwanowicach. - Ludzie przyjeżdżają z różnych miejsc, żeby nas zobaczyć. Mieliśmy gości nawet z Ukrainy i USA - chwali się trzydziestosześcioletni Adam. Z zawodu jest rzeźnikiem. W ubiegłym roku po raz pierwszy pełnił wartę przy grobie Pańskim. - Szczególnie dużo odwiedzin mieliśmy po święconkach. Ludzie przynosili nam ciasto i pytali się, czy damy radę wystać tyle godzin. Aż się zdziwiłem, że spotkamy się z tak dużą życzliwością - kończy Adam. Taki sam staż w Turkach ma Marcin. Jest właścicielem blisko stuhektarowego gospodarstwa. Hoduje też gęsi.
Do tradycji iwanowickich Turków należy również uczestnictwo strażników w ślubach swoich kompanów. Na najbliższą taką uroczystość udali się 12 listopada do oddalonego o około 25 kilometrów Koźminka. Ślub brał ich dwudziestoparoletni kolega Dawid, który stał w Turkach ponad pięciu lat.
- Fajnie było uczestniczyć w ślubie byłego kompana - mówi dwudziestoletni Przemek, właściciel lokalnego sklepu mięsnego. - Naszym zwyczajem jest asysta podczas ślubu. Oczywiście mieliśmy na sobie nasze paradne stroje. Dawida wprowadzaliśmy do kościoła w Koźminku. Przy wyjściu z kościoła młoda para przeszła pod szpalerem, który zrobiliśmy ze skrzyżowanych włóczni i halabard - opowiada z entuzjazmem Przemek. - W iwanowickiej drużynie Turków jest jeszcze taki jeden Przemek. Ma 31 lat. Pracuje w firmie meblarskiej pod Ostrowem. Jest żonaty i ma jedno dziecko. Jest też jeszcze trzydziestojednoletni Mateusz, który pracuje w podkaliskiej firmie produkującej napoje i słodycze, oraz czterdziestoletni Sylwek, magister inżynier. On jest też żonaty i ma jedno dziecko - kończy dowódca iwanowickich Turków Marek.
Bartosz Olender
Początki Turków w Polsce sięgają końca XVII wieku, czyli czasów odsieczy wiedeńskiej. Nawiązują one do tradycji rzymskiej straży, która pełniła wartę przy grobie Jezusa Chrystusa od czasu złożenia ciała w grocie do momentu zmartwychwstania. W wyniku zwycięstwa Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 roku wojsko Rzeczypospolitej zdobyło liczne łupy, w tym oręż i mundury tureckie. Według podań ludowych żołnierze wrócili do Radomyśla nad Sanem dopiero wiosną 1684 roku, w Wielki Piątek. Ubrani w zdobyczne mundury i wyposażeni w turecką broń, postanowili zaciągnąć straż przed Grobem Chrystusa, składając w ten sposób podziękowanie za szczęśliwy powrót do domu, co dało początek tradycji. Turki Wielkanocne to też najbardziej polski z obrządków świąt Wielkanocnych. Oprócz terenów ziemi kaliskiej Turków można spotkać na Podkarpaciu.
[Tekst powstał w ramach projektu realizowanego na zlecenie samorządu Województwa Wielkopolskiego w Szkole Reportażu w Maszynie do Pisania