O życiu codziennym w Pakistanie, zwyczajach panujących w tym kraju, pomaganiu potrzebującym w tej części świata i działalności charytatywnej Fundacji Bread od life z Tomaszem Jeżykiem z kaliskiego oddziału Fundacji rozmawia Piotr Jaworowski.
Z ramienia fundacji Bread of life wyjechałeś kilka miesięcy temu do Pakistanu. Jaki był cel twojej podróży?
– W Pakistanie byłem pod koniec maja i była to już moja druga wizyta w tym kraju. Tym razem dotarłem do małej miejscowości, leżącej około 70 kilometrów od dużego miasta Lahore, które jest stolicą i największym miastem pakistańskiej prowincji Pendżab. Lahore liczy około 13 milionów mieszkańców i jest to drugie co do wielkości miasto w Pakistanie po stolicy tego kraju, Karaczii. Moja wizyta miała na celu wsparcie miejscowych chrześcijan, którzy przeżywają obecnie trudne chwile w tamtym regionie, żyjąc na co dzień w Islamskiej Republice Pakistanu.
Jak dotarłeś do Lahore, które położone jest przy granicy z Indiami?
– Leciałem przez Dubaj i stamtąd od razu do Lahore. Miałem ze sobą paczki ze szkolnymi darami, które zostały przekazane przez uczniów kaliskiej Szkoły Podstawowej nr 8, Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 9, Pleszewskie Aukcje Charytatywne, a także Szkołę Podstawową nr 2. Uczniowie tych szkół zbierali zeszyty, długopisy, kredki, plecaki i inne przybory szkolne, które później, jako fundacja, dostarczyliśmy do miejscowej chrześcijańskiej szkoły. Niestety, na początku mojej podróży przydarzył się przykry incydent. Na lotnisku w Lahore szczegółowo wypytano mnie jaki jest cel mojej podróży do Pakistanu. Potem celnik kazał mi otworzyć bagaże, zawołał drugiego celnika i ku mojemu zdziwieniu…obaj wyciągnęli z paczek przybory szkolne, które im się spodobały, uszczuplając tym samym zawartość kaliskich darów dla uczniów w Pakistanie.
Z Lahore dojechałeś do wioski, w której znajdowała się szkoła i gdzie przekazałeś dary.
– Gdy wysiadłem z samolotu na lotnisku w Lahore dosłownie uderzył we mnie upał. Było bardzo gorąco, a temteratura sięgała wtedy w maju 47 stopni Celsjusza. Na lotnisku czekał na mnie przewodnik i pojechaliśmy do wioski, oddalonej około 70 km od Lahore. Okazało się jednak, że nie mogę w niej zostać na noc, bo…wyłączyli prąd. Wróciłem do Lahore i zatrzymałem się w strzeżonym hotelu. Rano dotarłem do wioski, gdzie znajdowała się szkoła, której pomagamy. To chrześcijańska wioska i ze względów bezpieczeństwa jej mieszkańców, żyjących w zdominowanym przez muzułmanów kraju, nie chcę podawać jej nazwy.
Jak się żyje mieszkańcom tej wioski?
– Tak jak dawniej żyło się biednym ludziom, kilka wieków temu, w Polsce. Warunki do życia są bardzo ciężkie, a dla współczesnych mieszkańców Europy w niektórych aspektach byłyby wręcz szokujące. Na przykład są sanitariaty, ale nieczystości płyną przez wioskę otwartymi, niezakrytymi rowami. Stąd w powietrzu, które jest bardzo gorące, unosi się mdły, śmierdzący i odrzucający wręcz zapach.
Na zdjęciach widziałem, że stan dróg w pakistańskich miastach i na prowincji również pozostawia wiele do życzenia.
– O dziwo autostrady, będące drogami dojazdowymi do dużych miejscowości są w bardzo dobrym stanie. Wynika to chyba z tego, że zarówno Pakistan jak i Indie były przez długie lata koloniami angielskimi. Natomiast stan dróg lokalnych i na wsiach jest fatalny. Jest to zwykle jazda po piachu, w kurzu, po kamieniach, dużych dziurach czy wertepach. Najbardziej popularnym środkiem transportu w Pakistanie jest riksza, ale widziałem też osły zaprzęgnięte do wozu. Popularne są też autobusy, ale zwykle są maksymalnie przepełnione. Na ulicach widać też samochody i motory, których jest bardzo dużo. Co ciekawe przy skrzyżowaniach nie ma zainstalowanych świateł i każdy jeździ jak chce, ale nie widziałem tam żadnej kolizji.
Pomagacie biednym ludziom w Pakistanie i to jest szlachetne, ale ktoś może zapytać: dlaczego nie potrzebującym w Kaliszu?
– My, jako fundacja Bred of life, pomagamy kaliszanom i nie tylko im przez cały rok. Pomagamy w Kaliszu, Poznaniu czy Pleszewie. Nie tak dawno otworzyliśmy też nowy oddział naszej fundacji w Sandomierzu. Jesteśmy do dyspozycji dla potrzebujących w naszym mieście i kraju przez cały czas, przez cały rok.
A jak więc zrodziła się idea pomagania w Pakistanie?
– Z naszym fundatorem i pastorem Richardem Nungesserem skontaktował się człowiek z Pakistanu, który poprosił o pomoc. Richard pojechał tam samodzielnie i zrobił rekonesans. Później jako zarząd i rada fundacji wspólnie podjęliśmy decyzję, że będziemy tym ludziom pomagać.
W jaki sposób im pomagacie, oprócz przekazywania darów z Polski?
– My nie chcemy tych ludzi ściągać do Polski, na przykład do Kalisza, tylko pomagać im w miejscu ich zamieszkania, tam gdzie żyją ze swoimi rodzinami w Pakistanie. A pomagamy w różny sposób, choćby wspomagając edukację dzieci w małej miejscowości w Pendżabie, przekazując fundusze na pensje jednego z nauczycieli lub też wykupując długi miejscowej rodziny. Dodam, że roczna pensja nauczyciela w szkole, której pomagamy, wynosi jedynie 600 dolarów.
Widać więc, że edukacja w tym kraju nie cieszy się dużymi względami miejscowych władz.
– Mówiąc o Pakistanie musimy poruszyć szerszy kontekst. Według mnie kultura tego kraju jest mocno agrarna, osadzona w pewnych realiach religijnych, od których nie uciekniemy. Patrząc na ten religijny kontekst trzeba powiedzieć, że dzieci z rodzin chrześcijańskich nie mogą za bardzo liczyć na solidną, publiczną edukację. Jeśli chodzą do publicznej szkoły to mogą być narażone na szykany ze strony muzułmańskich rówieśników, dopóki nie przejdą na islam. My żyjemy w Europie i nie wyobrażamy sobie, by dzieci w szkole mogły być poniżane za to, że wyznają inną religię niż większość uczniów. Stąd nasza pomoc dla chrześcijańskiej szkoły w tym regionie.
Ilu uczniów pobiera naukę w szkole, której pomagacie?
– Uczy się w niej 200 dzieciaków z różnych wiosek z okolicy. Taka szkoła nie wygląda jak szkoły w Polsce, widać tu biedę i ubóstwo. Placówka ma jedno otwarte, nieklimatyzowane pomieszczenie. Uczy się w niej do 7 klasy języka urdu, który jest narodowym i państwowym językiem Pakistanu, matematyki czy języka angielskiego, którym dzieci w tej szkole posługują się nadspodziewanie dobrze. Nie widziałem natomiast lekcji wychowania fizycznego. Uczniowie są chłonni wiedzy i świata. Dopytywały się skąd przyjechałem, jakim miastem jest Kalisz. To było miłe z ich strony.
A jak dzieci w Pakistanie spędzają wolny czas?
– Bardzo popularny jest krykiet, w którego gra się dosłownie wszędzie w miastach i na wioskach. Na małych miejscowościach nie ma jednak, jak w Polsce, zorganizowanych klubów sportowych i gra się w krykieta…na polach. Będąc w Pakistanie zorganizowałem dla starszych uczniów zajęcia z karate i samoobrony. Była to dla nich zupełna nowość. W przyszłym roku chcę zorganizować zajęcia z koszykówki, która dla nich też będzie nowością.
Wróćmy do życia codziennego w Pakistanie. Jawi się on jako kraj kontrastów.
– To kraj, w którym jest duża rozpiętość zarobkowa. Z jednej strony mamy potentatów muzułmańskich, którzy wysyłają ryż na całą Europę i na tym sporo zarabiają. Nawet w jednym z kaliskich sklepów widziałem taki ryż z Pakistanu. Z drugiej strony mamy ludzi, którzy pracują jako drobni rzemieślnicy…aż do śmierci! W Pakistanie tylko wojskowi i ci, którzy pracują dla państwa, są objęci systemem emerytalnym. W Lahore średnia pensja wynosi 500 dolarów miesięcznie, ale na wiosce przykładowo to zaledwie 70 dolarów miesięcznie. Za te pieniądze ciężko jest przeżyć, więc wiele osób w małych miejscowościach wymienia się z sąsiadami potrzebnymi rzeczami, towarami lub świadczy barterowo usługi, na zasadzie ja pomogę tobie, a ty mi.
Zapytam jeszcze o jedzenie, które próbowałeś w Pakistanie.
– Wbrew pozorom jest bardzo dobre, nawet to którym poczęstowano mnie w wiosce. Tutaj do potraw dodaje się bardzo wiele przypraw, których smaki czuć mocno w potrawach, taka kurkuma np. aż pachnie. Ze względu na to, że jest to kraj islamski z mięs spożywa się wołowinę, baraninę i kurczaki. Wieprzowina jest, ze względów religijnych, nieczysta dla muzułmanów. Bardzo smakowały mi miejscowe omlety przyrządzane z jajek z kur na wolnym wybiegu oraz kurczak z curry z pakistańskim ryżem, a także wołowina robiona na różne sposoby: z cebulą, smażona czy też w sosie słodko-kwaśnym. To było naprawdę smaczne. Z uwagi na upały codziennie piłem około 5 litrów wody. Co ciekawe w Pakistanie popularnym napojem jest także…pepsi. Wyśmienite są także tutaj herbata i kawa, która jest intensywna w zapachu oraz mocna w smaku i nie jest drogim napojem. Ze słodyczy najbardziej smakowała mi baklawa oraz miejscowe bułeczki, takie jakby drożdżówki.
Dotknijmy jeszcze raz spraw finansowych, które wiążą się z pomocą. Podczas ostatniej wizyty w Pakistanie, jako przedstawiciel fundacji Bread of life, wykupiłeś miejscową chrześcijańską rodzinę z długów, której członkowie musieli spłacać ten dług ciężką swoją pracą.
– Niestety, taka jest też rzeczywistość w Pakistanie. Biedne, wpadające czasem z nie swojej winy w długi rodziny muszą później ciężko odpracować ten dług. Wtedy cała taka rodzina musi niewolniczo pracować najczęściej w polu. Niepojęte, że to się dzieje w XXI wieku! My wykupiliśmy jedną z takich rodzin, liczącą osiem osób: dwie osoby starsze i sześcioro dzieci. Ich dług wynosił jedynie 600 dolarów. Za drugie 600 dolarów zakupiliśmy rikszę, dzięki której ojciec tej rodziny może teraz zarabiać na jej utrzymanie. Starszy człowiek bardzo się wzruszył i dziękował za okazaną pomoc. Nie mógł zrozumieć, że do jego wioski, do takich biednych ludzi przyjeżdża ktoś z Polski i im pomaga. My jako fundacja postawiliśmy sobie za cel wykupić długi dziesięciu takich biednych rodzin z Pakistanu. Jest to dla nas niesamowita radość, że możemy im pomóc. Dać im drugie, godniejsze życie.
Na koniec zapytam, co odróżnia fundację Bread of life od innych charytatywnych organizacji pomagających w tej części świata?
– Dla nas celem jest pomoc na miejscu dla tych rodzin i możliwość przez to ich usamodzielnienia się. Tę pomoc realizujemy również poprzez własną szwalnię, która powstała z inicjatywy naszej fundacji w Pakistanie. Dzięki niej wiele osób znalazło pracę. Tym chcemy się odróżniać od innych organizacji, które przekazują w ramach pomocy tylko pieniądze. Chcemy pomagać tym ludziom tam gdzie mieszkają, żyją od lat. Większość z nich nie chce wyjeżdżać z Pakistanu, tylko godnie żyć w swoim kraju. O wyjeździe myślą zwykle ze względu na doświadczaną dyskryminację religijną. Dla mnie była to druga wizyta w tym kraju. Widziałem wzruszenie osób którym pomogliśmy, ich emocje, łzy i osobiście mogę powiedzieć, że zostawiłem swoją cząstkę w Pakistanie.
Rozmawiał: Piotr JAWOROWSKI
Pakistan (Islamska Republika Pakistanu) – państwo w Azji Południowej, u zachodniej nasady Półwyspu Indyjskiego. Do 1947 roku terytorium obecnego Pakistanu stanowiło północno-zachodnią cześć Indii, które były kolonią brytyjską. Pakistan zamieszkuje ponad 200 mln osób. Kraj jest prawie jednolity religijnie – 97% społeczeństwa wyznaje islam, który jest religią państwową. Ponadto zamieszkują je chrześcijanie i hindusi. Chrześcijaństwo wyznaje około 2% społeczeństwa.